PAŁAC W ORLI – RODZINNA PASJA
Pałac w Orli to miejsce nietypowe. Piękne zdobienia, obrazy, antyczne meble sprawiają, że wchodząc do środka przenosisz się w czasie, jednocześnie czując się jak w domu – za sprawą gościnności gospodarzy.
Katarzyna Zych: Jak ten pałac znalazł się w Państwa rodzinie?
Elżbieta Filipiak: Mieszkamy w Koźminie. Na te łąki, właśnie koło pałacu, chodziliśmy na spacery z psami. Podziwialiśmy tereny i wyobrażaliśmy sobie, jakie piękne widoki mieliby ludzie tu mieszkający. No i gdy usłyszeliśmy kiedyś, że jest możliwość jego kupna – zdecydowaliśmy się, razem z rodzicami. Całość prowadzę razem z mamą, ale trzeba przyznać, że ostatecznie cała rodzina jest zaangażowana w funkcjonowanie Pałacu. Jestem z zawodu architektem, dlatego część projektowa była dla mnie ogromną przyjemnością. Mama z kolei zawsze uwielbiała stare meble. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że dobrze, że kupiliśmy pałac, bo w domu te meble już dawno się nie mieszczą (śmiech).
KZ: Co, według Pani, jest wyjątkowego w tym pałacu?
EF: Każdy pokój jest inny. Urządzony oczywiście autentycznymi meblami, których Mama poszukiwała wiele miesięcy. Cieszymy się, gdy goście doceniają piękno mebli i ich specyficzny zapach, który zostawiają. Udało nam się zachować wszystkie drzwi na parterze, przepierzenie holu. Te wszystkie złote zdobienia, które widać na drzwiach, to precyzyjna praca mamy, która spędziła jesienno-zimowe wieczory na malowaniu.
Wyjątkowych mamy też gości. Niektórzy są z nami właściwie od początku. Teraz, gdy przychodzą się zameldować, nic nie muszą mówić, sami wiemy: który pokój lubią, o której jedzą obiad i jakie piwo rzemieślnicze mamy do tego podać. Bardzo sobie cenimy bliskie relacje z naszymi gośćmi. To dla nas bardzo miłe, kiedy wracają.
Idealnie z mamą się uzupełniamy. Ona świetnie gotuje, razem z zespołem doświadczonych kucharzy tworzymy menu, a mama później kontroluje kuchnię. Czernina, którą mamy w karcie, jest z przepisu prababci z ojca strony. Prababcia nauczyła moja mamę jak ją dobrze przyrządzać i tak oto dziś mamy czerninę w naszym menu od jesieni do wczesnej wiosny.
KZ: Co jeszcze macie w menu? Domyślam się, że takie miejsce zobowiązuje do konkretnej kuchni…
EF: Oczywiście! Stawiamy na sezonowość, dlatego menu zmieniamy co dwa miesiące. Na stałe mamy rosół, przepiórki i kaczkę. Zawsze jest też coś z dziczyzny i ryba. Współpracujemy z lokalnymi dostawcami, ale też sami wyjeżdżamy w poszukiwaniu dobrej jakości produktów. Cieszymy się, bo goście to zauważają i doceniają.
KZ: A jak to wygląda jeśli chodzi organizację wesel?
EF: Jeśli w oranżerii stoją okrągłe stoły, to jesteśmy w stanie pomieścić 150 osób. Jeśli stoły są ze sobą połączone to nawet ponad 200. Największa impreza jaką robiliśmy, była na 250 osób. Na kolejne sezony planujemy na oranżerii zrobić zielony dach i taras. Ostatnio cały sezon mieliśmy przepiękną pogodę, wszystkie okna w oranżerii mogły być otwarte na park, to robi wrażenie i podoba się gościom.
KZ: Co planujecie dalej?
EF: Nasz Pałac to miejsce gdzie czas spędzają – całe rodziny. Stad pomysł, żeby już na wiosnę otworzyć kino plenerowe. Planujemy też ekologiczne spa, które w większości będzie znajdowało się na zewnątrz. Będzie ruska bania, sauna zewnętrzna. Cała pielęgnacja w spa będzie oparta na naturalnych produktach, kąpiele lawendowe, w szyszkach chmielu. No i ule! Rozpoczęliśmy współpracę z Panią, która jest wielką pasjonatką pszczół. Pszczoły będą się u nas czuły dobrze korzystając z dobrodziejstw parku oraz łąk a my będziemy zbierać miód! Do kuchni i do spa!
KZ: Co jest najlepszego w prowadzeniu takiego pałacu?
EF: Goście, zdecydowanie. Całe rodziny i ci, przyjeżdżający w pojedynkę. Bez nich nie byłoby tego miejsca.
Rozmowa: Katarzyna Zych
Zdjęcia: Agata Grządzielska
PAŁAC W ORLI
63-720 ORLA 50
TEL. 606 758 275